niedziela, 16 grudnia 2012

Monolog z psem

Słuchaj Izraelu , słyszeniem psa, czekającego na powrót pana.


Przykładasz ucho do miękkiego futra i słyszysz wielką otchłań oceanu, bezkresny błękit, szum liściastych lasów.

Zapach żywicy i mroźnego wiatru przyjemnie cię łaskocze.

I czekasz na to, aż ten prawdziwy czas będzie dla ciebie. Bo dziwne masz przekonanie, że tylko twój pies w pełni żyje czasem, odmierzanym energicznymi machnięciami ogona.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Krajobraz

Drzewo unosi na gałęziach ciężar nieba.


Słupy błękitu, tak ciężkie.

Tam, gdzie niebo opada na ziemię, zatrzymujesz spojrzenie.

Miękkie linie horyzontu zapraszają cię do środka jednocześnie odpychając.

Pędzisz w dół, za zakrętem nowy pejzaż.

Ciepły podmuch wiatru przypomina ci klasyczne pytanie.

Czy byt jest, czy też się staje.

Prosty ból, gdy doświadczenie próbuje dotknąć pomyślanego zdania.

Kubek

Gdy wlewasz wrzątek, czekasz zanim parująca tafla wody dotknie krawędzi naczynia.


I właśnie wtedy, ze świata będącego poza twoim spojrzeniem, dociera do ciebie to doświadczenie pełni,
na które od dawna czekałeś.

Dwie rzeki

     Tramwaj zatrzymał się na przystanku. Do starszej pani zajmującej miejsce pod oknem przysiadła się staruszka mówiąc, że już wiek nie ten. I tak pomiędzy tymi paniami, rozpoczęła się cicha rozmowa.

     Popłynęły Słowa, przeźroczyste jak krople wody. Te Słowa pojawiły się, by zaraz to zniknąć. Jakby zrodziły się z ciszy, by ponownie w ciszy się ukryć. To, co w ciszy się rodzi przychodzi po cichu i również odchodzi niezauważone. Miałeś wrażenie, że ta rozmowa już kiedyś się wydarzyła, by ponownie powrócić.



Cisza zapada

W kuchni przy śniadaniu słuchasz jak dźwięczy radio.


Płyną wiadomości z kraju, pogoda, piosenka dnia, i tak strzałka czasu biegnie ruchem jednostajnym prostoliniowym do przodu i do przodu.

W wąskim korytarzu wydarzeń słyszysz, jak twardy głos spikera uderza o ściany.

Wyłączasz radio.

Dźwięk, podobny do pary z wrzącej wody, rozpływa się w atmosferze niewidzialnego powietrza.

Cisza zapada.

Teraz już Słuchaniem sięgasz horyzontu, tam gdzie twój wzrok słabnie.

Akustyka Cienia

       Cień, za którym chowa się śmierć, nawleka wydarzenia na nić codzienności. Cień się wgryza w codzienność, i można usłyszeć czasem jego cichy pomruk. Cień wydaje się mówić oto jestem tu pomimo tętna gorącego życia. To oblicze cienia jest cicho obecne pod palcami. Uczestniczysz mocno w życiu codziennym, chodzisz na wykłady, do biblioteki, baru sałatkowego. I w tych wszystkich zdarzeniach, widzisz swoją starczą twarz, twój wzrok wpatrzony jest w jakiś odległy punkt, którego wcześniej nie widziałeś. Ten odległy punkt jest jak magnez, przyciąga twoje myśli i karze się przy nim zatrzymać. Można szybko zauważyć, że przy tym punkcie ciężko jest trwać: po pierwsze - ten punkt ukazuje się jako coś nie określonego, coś w czym nie będziesz mógł uczestniczyć wiele razy, bo przecież będziesz mógł umrzeć tylko raz, po drugie - cień śmierci, który dany jest tobie nie jest tak głośny i wyraźny, by przy nim stanąć i nad nim rozmyślać. Ten cień cicho woła i stawia ciało w trudnej sytuacji, bo przecież możesz logicznie pomyśleć fakt swojego nie istnienia, lecz nie możesz zmusić swoje ciało do wycofania się z aktywności tak, by ono nie widziało, nie słyszało, nie smakowało. Starasz się wkraść na drugą stronę tam, gdzie twój bliski przeszedł, a dokładniej został przeniesiony. Zmuszasz swoje myśli i wyobraźnie i dotykasz pustki.

       Dzisiaj jest niedziela, dzień, który jest dla ciebie wielką radością. Liturgia tym razem, a nie cień śmierci nawleka na nić czasu fragmenty codzienności. To liturgia wkracza w twoje życie, czyniąc je otwarte na nadzieję. Liturgia zmienia codzienność, przepycha krępujące ściany codzienności, które następują na człowieka jak myśliwy na zwierzynę. Liturgia pozwala tobie zgubić ślady myśliwego, który za tobą następuje. Tym myśliwym, rzecz oczywista jest sama śmierć.
       Ten, kto doświadcza śmierci umiera, może doznawać wrażenia, jakby coś go niosło, nieustannie uciszając świat wokół. Coś niesie człowieka, jakby był małym dzieckiem na rękach. Tutaj słówko niesie, jest czymś, co wydaje ci się zbyt aktywne, ponieważ jeśli kogoś niosą, jest jakieś życie, pojawia się potrzeba znaleźć słowo, które by wyrażało tą bierność, te zastyganie w śmierć.
       Śmierć niesie człowieka uciszając świat. Tu, teraz stoisz przed granicą w opisywaniu, czym jest śmierć, której chyba nie przekroczysz. Niedzielna liturgia budzi ciebie z cichej kontemplacji śmierci. Liturgia strumieniem światła pozwala bezpiecznie przejść na drugą stronę. Będziesz z Nim wkraczał w śmierć, Który ofiarował nam, pozostawił nam w darze Eucharystię. Niedziela jest dla Ciebie świętem przejścia, w którym człowiek nie zostaje sam. W tym przejściu czuwa obecny Bóg.

poniedziałek, 9 maja 2011

Ciało


Uważałeś, że  blask światła jest przeznaczony tylko  dla czystego intelektu.
Tymczasem światło świeci dla  twojego ciała.
Odsłonisz przed nim swoje blizny.
Staniesz tak jak kiedyś u początku świata nagi.
I wówczas daleki będzie ci głód obecności.
Bo przecież nie tylko potrafisz tęsknić sercem,
również twoje stopy i płuca, palce i nerki pragną:

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Płaszcz

Czytając poezję poznałeś, że słowa mają swój smak. Słuchając słów dotykałeś nieba.
Później inni to  doświadczenie nazwali wiarą.
A przecież słowo jest jak płaszcz, który podczas podróży przynosi wędrowcom ciepło i pokój. 
Płaszcz słowa okrywa ramiona i opada swobodnie w dół, aż do ziemi.
Każdy z nas posiada dobrze skrojony do siebie  płaszcz.
I kiedy wsłuchujesz się w głośno wypowiadane słowa, dane ci jest skosztować tej przedziwnej, złotem świecącej harmonii.

Dialog

Platon  powiedział, że tylko w dialogu z ludźmi odkryjesz siłę myślenia.
Rozmawiając skradasz się, jak kot cicho, do płonących obok ciebie myśli.
Narazie to nie światło przyciąga twoją uwagę, lecz ciepło płomieni.
Wypowiedziane słowo ogrzewa twoje ciało. Twarz twojego rozmówcy wyłania się z ciemności, by poprzez słowo stanąć przy tobie w pełnym blasku. 
Długo czekałeś, by siła myślenia, w rozmowie z twoim bliskim, przeniosła cię o krok dalej.
Wędrujesz z nim po miejscach tobie nieznanych, a jednak smak nowej przestrzeni jest ci dziwnie znajomy.
Już słyszysz, jak rozmowa wynosi was ponad codzienność. Myśli i słowa przelatują ponad ziemią.
Słyszysz ich dźwięk, przypominający głęboki ton płynącego po niebie samolotu.

sobota, 12 lutego 2011

W kawiarni

Wysoko ponad głowami płynie strumień szumiących rozmów.
Słuchasz milczenia - słowa, które cicho płynie by ochłodzić temperaturę rozmowy.
Słyszysz jak cisza powoli nawleka na nić czasu drogocenny kamień zamyślenia.
Klejnot ten świeci przenikliwym światłem i wśród głośnej wymiany zdań woła.

Teraz już tylko słuchasz jej milczenia.
To milczenie staje się również głośne jak twoje wypowiadane na głos słowa.
Kiedy wychodzisz z kawiarni, wynosisz wraz z sobą to milczenie,
płonące światłem zamyślenia.

środa, 26 stycznia 2011

Droga nad Wisłą - Kraków

Są drogi jałowe, spalone słońcem, ciężkie dla duszy jak ołów. Wkroczysz na jedną z takich dróg i powoli włóczysz nogami, wdychając osty zapach cementu. Zazwyczaj drogi jało­we, spalone, są zbudowane właśnie z cementu, ciągną się wśród zarośniętych krzakami domów, z któ­rych słychać Polskie Radio - Program Pierwszy. Wówczas polskość przylepia ci się do skóry i nie możesz się od niej odkleić. Polskość czasem jest jak wielki gar z wołowymi bitkami, gotującymi się na kuchni w gorący dzień. Mama w takie upały potrafiła nam podać na obiad gorące ziem­nia­ki właśnie z wołowymi bitkami, których zapach, choć ładny, w upał podwyższał temperaturę. Drogi jałowe, spalone, wypełnione są czasem zapachem polskich obiadów, których ciężki zapach zatrzymuje się w płucach czyniąc je bardziej polskimi. Drogi jałowe prowadzą doni­kąd.
W Krakowie chyba nie ma takich dróg, ale są inne, które również posiadają swój trudny do zniesienia ciężar. Droga nad Wisłą jest drogą, która nie posiada ciężaru, jest przedziwnie lekka i pełna światła. Droga ta pomaga w wędrówce, jakby sama przesuwała twoje nogi do przodu. Każdy krok jest przedziwnie lekki, wydaje ci się, jak byś mógł chodzić po wodzie. Powietrze jest wypełnione dobrym brzmieniem przygody. Fale na rzece poruszone mocniejszym wiatrem przypływają do brzegu, wędrują razem z tobą, czujesz ich obfity kształt pod palcami. Szara toń wody podpływa pod promieniste fale słońca. Orzeźwiający chłód delikatnie dotyka skóry, obmywa kurz wyniesiony z zatłoczonych ulic. Znowu jestem gotowy, by słuchać wieści z krainy Eden, a to za sprawą ciszy i czuwającej przy brzegu szarej toni. Głupstwo Adama jest moim głupstwem. Zerwany owoc wycieram o spodnie, no bo jak można tak zerwać prosto z drzewa i jeść brudne. Wgryzam się w czerwone jabłko, słodki sok cieknie po brodzie. Dziwna radość, aż do nadejścia Boga. Potem strach. Oblizuję szybko wargi, żeby nie było śladu, że coś się stało. Nagle sobie przypominam, że to wszystko, co się tam wydarzyło, nie mogło być tak proste. Adam przecież nie był chłopakiem, w czerwonej koszulce i niebieskich jeansach. Ten dramat ukrywa jakąś tajemnicę. Rzeka milczy i nie chce odkryć prawdy, a przecież płynęła od początku, a jej wody niosły niegdyś radość aniołów. Dramat z krainy Eden był jej dramatem. Myśli pęcznieją od wyuczonych filozoficznych treści. Poszukuję roz­wią­zania w metafizycznych układankach. Tłuką mi się po głowie myśli o jakiejś strukturze świata. O naruszonym porządku. Znowu piękno nadrzecznego szumu uspokaja, wracam do myśli o chłopięcej kradzieży jabłek z sadu od sąsiada, lecz wiem, że to jest nierozsądne.

Metro Kabaty Warszawa 2010

Wybrałem się z Mariuszem na narty do lasu na Kabatach. Pani Ela powiedziała, że wypożyczają za 15 zł biegówki i można jeździć całe dwie godziny. Chętnych ludzi było aż tyle, że w końcu po dwóch godzinach stania w kolejce zrezygnowaliśmy z przejażdżki, wybierając spacer.

Na drzewach bogactwo ornamentów utkanych z opadających płatków śniegu. Mroźny lekko słony zapach wiatru wpływa do płuc. Szybki marsz rozgrzewa ciało. Las w wędrówce wchodzi do serca. Twoje wyobrażenia, myśli, widoki uciekają, pozostaje las z swymi pnącymi się ku górze pniami drzew. I cisza lasu, staje się twoją ciszą. Do czasu gdy w lesie spotykasz drogowskaz Metro Kabaty w prawo.
Podchodzisz na skraj lasu i przed twoimi oczami ukazuje się plac budowy market Tesco. Uciekasz do metra, by w ciemnościach tunelu odkryć na nowo zapisane w Tobie krajobraz zimowej przestrzeni.

Rzeźba

W spotkaniu z rzeźbą nie można być tylko obserwatorem.
Rzeźba zaprasza milczącym wołaniem do rozmowy.

Dotykasz twarzy zapisanej w kamieniu.
Kształt rzeźby pozostaje w twoich palcach. Nosisz w sobie ten błogosławiony rytm harmonii twarzy.

Zapach

Zanim ugryziesz
Najlepiej wcześniej uderzyć wskazującym palcem.
Słychać pełen smaku, choć może trochę sztuczny dźwięk.
Uderzasz jeszcze raz i jeszcze raz.
Aż stukanie napełni cię chłodnym zapachem ogrodów.
Wraz z pierwszą porcją aromatu słuchasz lekkiego tonu czerwieni.
Wreszcie, wgryzasz się.
Kosztujesz ciężkiego jak dym oddechu spalonych liści.
Pod gładką skorupą czai się śliski ogryzek.
Kunszt natury, która temu co brzydkie oddała nasienie życia.
Pod nogami umyka asfaltowa droga.
Oddychasz.
Ciało na co dzień miękkie nabiera upragnionej sprężystości.
Cud prędkości przegania ociężałe myślenie.
Powietrze wpływa falami do płuc.
Pod wierzchnią warstwą ciepłego zapachu UKRYŁ SIĘ lodowy podmuch wiatru.
Powietrze jest światłem.

Przestrzeń jako Płomień

I znowu wyruszyliśmy w głąb świata, oczekując na spotkanie złotego środka, miejsca w którym odczujemy, że jesteśmy w centrum wydarzeń. Szukamy rozpaczliwie palcami miejsca, w którym nie zaznamy chłodu. Szukamy miejsca, w którym staniemy pośród płomieni po to, by widzieć wyraźniej, by odrzucić skamieliny nocy. Chcemy być drzewem, przez które przepływa płomień. Wierzymy, że jest takie miejsce, taka część przestrzeni, w której doświadczenie bycia-przez jest możliwe. Chodzimy jak kot po świecie, by ułożyć swoje ciało tak, aby doznało źródła przestrzeni. Zbliżamy się do źródła, lecz ciepło ognia ogrzewa tylko nasze twarze. Przesuwamy się trochę w prawo, wówczas ciepło płomienia dotyka tylko naszych kolan. My jednak chcemy, by płomień przepłynął przez nas, naprawdę przez nas. Trzech młodzieńców chodzących pośrodku płomieni w rozpalonym piecu doświadcza tego bycia-przez, są jak chodzące drzewa wydane na spalenie, a mimo to uchodzą z życiem.

Zakręt

Podnosisz przestrzeń na rękach.
Już kilkakrotnie mijałeś zakręt,
gdzie Plac Trzech Krzyży przechodzi miękkim łukiem w Mokotowską.
Dopiero w upalny sierpniowy poranek przepłynął przez ciebie ów szybki lot zakrętu.
To miejsce nie tylko możesz odnaleźć na mapie.
Szukasz go w sobie.
Ten zakręt wrasta w ciebie.
Przechodząc przez skrzyżowanie wpisujesz je w siebie,
tak iż później możesz odnaleźć je w swoich snach.
Twoje ciało napełnione jest ulicami,
żyjesz ich krajobrazem, kolorem, długością, szerokością, zapachem,
tym przedziwnym wrażeniem, co płynie poza twoimi zmysłami.

Obraz

Głos jak dzwon, biegnie ku górze.
Wysoko w jasności słyszysz szum górskiego strumienia.
Woda uderza o skały.
Ze złotej piany spadają krople światła, tworząc błękitny most pomiędzy niebem a ziemią.
Biegniesz w dół.
Pod sercem wąska ścieżka.
W kieszeni kamień i klucz
Płótno i obraz.
Podróż koleją.
Dom.
Blask na twarzy Chrystusa.
W aureoli złotem kwitnie drzewo łaski.
Podnosząc oczy, kosztujesz w cieniu skrzydeł placek z rodzynkami.

Modlitwa

Jedwabne struny powiek obejmują twoje oczy.
Uwięziona Energia widzenia krąży po twoim ciele,
szukając wyjścia na zewnątrz w stronę koloru.
Nie dotykając twarzy, czujesz jak skóra na policzkach
przyjmuje zapisany w kamieniu twardy rytm zamyślenia.

Kraków 2007

Teraz już inaczej próbujesz się modlić.
Już nie jest dla ciebie ważny puls światłocienia.
To On otwiera ci serce, podczas rozmów,
gdy słuchasz bliskich, lub spokojnie zasypiasz.
To Jest, nie jest dla ciebie szansą, która odchodzi wraz ze światem koloru,
lecz to Jest, jest właśnie spotkaniem.
W spotkaniu odkrywasz to piękno złączenia, jak też i oddzielenia.
Ta odrębność jest nasycona smakiem wolności, przestrzeni, w której prowadzisz rozmowy. Będziesz mieszkał pod Jego skrzydłami - obiecuje psalmista.

Warszawa 2010