środa, 26 stycznia 2011

Droga nad Wisłą - Kraków

Są drogi jałowe, spalone słońcem, ciężkie dla duszy jak ołów. Wkroczysz na jedną z takich dróg i powoli włóczysz nogami, wdychając osty zapach cementu. Zazwyczaj drogi jało­we, spalone, są zbudowane właśnie z cementu, ciągną się wśród zarośniętych krzakami domów, z któ­rych słychać Polskie Radio - Program Pierwszy. Wówczas polskość przylepia ci się do skóry i nie możesz się od niej odkleić. Polskość czasem jest jak wielki gar z wołowymi bitkami, gotującymi się na kuchni w gorący dzień. Mama w takie upały potrafiła nam podać na obiad gorące ziem­nia­ki właśnie z wołowymi bitkami, których zapach, choć ładny, w upał podwyższał temperaturę. Drogi jałowe, spalone, wypełnione są czasem zapachem polskich obiadów, których ciężki zapach zatrzymuje się w płucach czyniąc je bardziej polskimi. Drogi jałowe prowadzą doni­kąd.
W Krakowie chyba nie ma takich dróg, ale są inne, które również posiadają swój trudny do zniesienia ciężar. Droga nad Wisłą jest drogą, która nie posiada ciężaru, jest przedziwnie lekka i pełna światła. Droga ta pomaga w wędrówce, jakby sama przesuwała twoje nogi do przodu. Każdy krok jest przedziwnie lekki, wydaje ci się, jak byś mógł chodzić po wodzie. Powietrze jest wypełnione dobrym brzmieniem przygody. Fale na rzece poruszone mocniejszym wiatrem przypływają do brzegu, wędrują razem z tobą, czujesz ich obfity kształt pod palcami. Szara toń wody podpływa pod promieniste fale słońca. Orzeźwiający chłód delikatnie dotyka skóry, obmywa kurz wyniesiony z zatłoczonych ulic. Znowu jestem gotowy, by słuchać wieści z krainy Eden, a to za sprawą ciszy i czuwającej przy brzegu szarej toni. Głupstwo Adama jest moim głupstwem. Zerwany owoc wycieram o spodnie, no bo jak można tak zerwać prosto z drzewa i jeść brudne. Wgryzam się w czerwone jabłko, słodki sok cieknie po brodzie. Dziwna radość, aż do nadejścia Boga. Potem strach. Oblizuję szybko wargi, żeby nie było śladu, że coś się stało. Nagle sobie przypominam, że to wszystko, co się tam wydarzyło, nie mogło być tak proste. Adam przecież nie był chłopakiem, w czerwonej koszulce i niebieskich jeansach. Ten dramat ukrywa jakąś tajemnicę. Rzeka milczy i nie chce odkryć prawdy, a przecież płynęła od początku, a jej wody niosły niegdyś radość aniołów. Dramat z krainy Eden był jej dramatem. Myśli pęcznieją od wyuczonych filozoficznych treści. Poszukuję roz­wią­zania w metafizycznych układankach. Tłuką mi się po głowie myśli o jakiejś strukturze świata. O naruszonym porządku. Znowu piękno nadrzecznego szumu uspokaja, wracam do myśli o chłopięcej kradzieży jabłek z sadu od sąsiada, lecz wiem, że to jest nierozsądne.

Brak komentarzy: